Ponadto, trzeba nadmienić, że to właśnie sos Frank's Red Hot był
sekretnym składnikiem słynnych Buffalo Wings.
Hasłem reklamowym marki jest „I put that on everything!” (w dodatku do zdjęcia szczerzy się nam milutka babuleńka). Do tego z pewnością nie trzeba nas namawiać,
nie takie rzeczy dzieją się w naszej kuchni.
Przyjrzyjmy się temu celebrycie nieco
bliżej.
W RĘCE
Frank's Red Hot ma bardzo rzadką
konsystencję i piękny pomarańczowo-czerwony kolorek. Ciekawe, czy
naturalnie. Dozownik obecny, dzięki niebiosom. Na pierwszy rzut oka
wydaje się nam, że nic tam nie pływa, ale przy bliższym
przyjrzeniu daje się dostrzec malutkie kawałeczki papryki, które
nie zdołały się zblendować. Ślinka cieknie. Zerknijmy do tego w
pełni - jak się zarzeka producent - naturalnego składu: sezonowane
czerwone papryczki Cayenne (35%), ocet, woda, sól, czosnek w proszku.
Tyle. Koniec składu. No i faktycznie, klasyczna, naturalna prostota.
Nie spodziewamy się, że nas zapiecze (to cudo ma 500 SHU), ale
akurat w tym wypadku nie o to chodzi. Chodzi o smak! Przekonajmy się
zatem, dlaczego ten sos od tylu lat podbija amerykańskie
podniebienia.
W GĘBIE
Zapach jest bardzo wyraziście
paprykowy – z leciutką dozą octu. Smakujemy. Bardzo kwaśno,
niesamowicie paprykowo, słonawo – na końcu przychodzi pikanteria,
lekka, ale utrzymująca się jakiś czas. Co nas bardzo wyraźnie
zaskoczyło, to fakt, że papryka tutaj jest inna niż wszystkie –
czuć jakby lekką sugestię fermentacji, co zapewne jest zasługą
procesu sezonowania. Bardzo przyjemnie, smak jest głęboki,
zdecydowany i wielopłaszczyznowy. Testy organoleptyczne
powtarzaliśmy przynajmniej pięć razy. To nieco wciągające,
zwłaszcza że pieczenie jest niewielkie. Przyznajemy się bez bicia,
że moglibyśmy go pić. Lubimy taką prostotę, co poradzić.
Zwłaszcza, że wbrew pozorom jest naprawdę ciekawa.
W GŁOWIE
Nie wiemy, jak to się dzieje, ale
zawsze dzień po otwarciu butelki jesteśmy zaskoczeni: połowa
opakowania znika w dziwnych okolicznościach! Dziw nad dziwy! Być
może nieustanne próbowanie, czy aby na pewno dobry, ma w tym jakiś
udział... Ciężko bezstronnie pisać o sosie, który się prawie
wciąga nosem, ale jedno trzeba mu przyznać: jest mocno
wszechstronny. Paprykowość w jego wydaniu pasuje do wszystkich
chyba znanych nam dań, a kaliber ostrości nikogo nie zabije, więc
śmiało można dodać Frank's Red Hot do rodzinnego obiadu i babcia
(raczej) nam nie zejdzie. Jakbyśmy mieli go porównywać do
klasycznego Tabasco, z którym poniekąd konkuruje, to chyba wygrałby
w dwóch kategoriach: jest bardziej wyrazisty smakowo, ciekawiej
zbudowany – i naprawdę, zakochaliśmy się w lekko sfermentowanym
posmaku papryki (taki już urok Polaka, że lubi sfermentowane
rzeczy...). Druga kategoria to stosunek wielkości butelki do ceny,
która ma znaczenie przy zakupie sosów stołowych codziennego
użytku, które zwyczajnie idą u nas jak woda (a może nawet
bardziej!) Malutkie (57ml) Tabasco plasuje się w okolicach 10-13zł,
natomiast prawie 3-razy większy Frank's Red Hot... cóż, zobaczcie
sobie sami:
Podsumowując, jest to sos zdecydowanie dla fanów wyrazistej papryki. Tym, którzy oczekują skrętu jelit z powodu ostrości Frank's Red Hot nie da oczekiwanej satysfakcji. Dla smakoszy i początkujących Ostrożerców będzie jak znalazł. Fajnie podkreśla smak....cóż, praktycznie wszystkiego. Reklama trafia w dziesiątkę.
Ocena ogólna:
Smak:
Poziom ostrości:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz