Sos Valentina to trzeci, zaraz obok sosu Cholula i Tapatio
najbardziej znany meksykański (lub stworzony 'w meksykańskim stylu') sos na świecie. Skonstruowany na
podobnej zasadzie jak wspomniana Cholula – z lokalnej odmiany
papryczek chili (arbol), jest ulubieńcem wąsatych panów w sombrero
od 1954 roku. Sos Valentina występuje w odmianie hot i super hot. Ta
nasza – z czarną etykietką – to super hot. Nie pocimy się z
strachu, bo rozstrzał 'ognistości' między nimi jest tak naprawdę
znikomy.
To nie jest naprawdę ostry sos. To coś, co ma smakować.
Czy spełnia swoje obietnice? Zaraz do tego dojdziemy.
W RĘCE
Sos Valentina Super Hot. Zdjęcie z Internetów, gdyż naszemu.... nie zdążyliśmy zrobić fotki. Za szybko go pochłonęliśmy! |
Sos Valentina z pewnością....odstrasza wyglądem. Wielka (370ml), prosta butla (jest dozownik!) z dość toporną i skrajnie nieciekawą etykietą na pierwszy rzut oka plasowałaby go wśród mało zachęcających dodatków keczupopodobnych. Wierzymy jednak, że w ostrym sosie najważniejsze jest wnętrze (choć nie powiemy, wygląd też potrafi zachęcić – tak jak np. w przypadku sławetnego sosu Ass Reaper). Gdyby jednak nie wcześniejsza degustacja tego sosu w knajpie meksykańskiej - przyznajemy – długo byśmy go nie kupili. Przejdźmy zatem do składu, który sos Valentina ma prosty i jasny: woda, suszone chili arbol, kwas octowy, sól jodowana, przyprawy, substancja konserwująca E211 (pod tą magiczną liczbą kryje się benzoesan sodu). Szkoda, że nie wiadomo jak procentowo stoimy z papryką, ale drugie miejsce w kolejności każe sądzić, że jest jej całkiem sporo.
Receptura podobno niezmienna od tegoż właśnie
1954, kiedy to Valentina pierwszy raz szeroko wypłynęła na wody
rynku ostrych sosów. Zostaliśmy zachęceni, zwłaszcza że
meksykańska kuchnia jest bliska naszym sercom (i żołądkom!). Do
roboty!
W GĘBIE
Najpierw zapach. Niby na początku
troszkę octowo i kwaśno, ale za chwilkę jednak najbardziej
paprykowo-przyprawowo. Tak czy siak - niezwykle aromatycznie! Już
czujemy, jak od samego zapachu rosną nam czarne, meksykańskie wąsy.
Jest dozownik, w sumie słusznie – sos jest dość rzadki,
jednolity (jedyne co w nim pływa, to przyprawy) i ma bardzo ładną,
ciemnopomarańczową barwę (Matka Natura's finest! :)). Bierzmy się
za jedzenie. Kwaśno, kwaśno, słono i mocno przyprawowo. Wyraziście
czujemy paprykę, ale podkręconą...czymś. Jakąś przyprawą.
Bardzo charakterystyczny smak, od razu kojarzy nam się z kuchnią
meksykańską, być może to skojarzenia po Choluli (która jest
jednak mniej słona, ale też ma w sobie 'to coś'). Dopiero po tej
całej feerii doznań smakowych czujemy, że to jednak nie jest
keczup. To sos z gatunku stołowych, więc pieczenie jest, jak dla
nas – bardzo niewielkie. Coś około 500-1000 SHU, ale na bank nie
dobija do poziomu Tabasco (aczkolwiek kubki smakowe Ostrożerców są
nieco....ekhm, wypalone). Można śmiało lać Valentinę na jedzenie
w ilościach może nie keczupowych, ale hojnie. Już teraz rozumiemy
dlaczego ta butla jest taka wielka. Kwestia ekonomii.
W GŁOWIE
Sos Valentina to bardzo ciekawy sos dla fanów Meksyku i okolic. Ma bardzo charakterystyczny, przyjemny smak i sensowną pojemność. Nikogo nie wykręci, ani nie zabije – można go śmiało postawić na stole podczas rodzinnego obiadu. Dobry dla początkujących Ostrożerców, ale koneserzy też docenią jego walory – ma dużo więcej smaku niż ostrości i można nie ograniczać jego ilości na kanapkach, w salsach czy burrito - bez szkody dla żołądka i nieszczęsnych jelit. Szczerze mówiąc, to Valentina nie tylko nada się do potraw kuchni Tex-mex (aczkolwiek ten sos jest do tego świetny!). U Nas cała butla jakoś się rozeszła... (za szybko!)... na w większości zupełnie niezwiązane z Meksykiem tematy. Jedno z Nas nałogowo polewa tymże sosem parówki i kategorycznie odmawia ograniczania się w tej materii ;) A na zdrowie!
Ocena ogólna:
Smak:
Ostrość:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz