sobota, 12 marca 2016

Sos, od którego rośnie wąs...Valentina Muy Picante (Super Hot)



Sos Valentina to trzeci, zaraz obok sosu Cholula i Tapatio najbardziej znany meksykański (lub stworzony 'w meksykańskim stylu') sos na świecie. Skonstruowany na podobnej zasadzie jak wspomniana Cholula – z lokalnej odmiany papryczek chili (arbol), jest ulubieńcem wąsatych panów w sombrero od 1954 roku. Sos Valentina występuje w odmianie hot i super hot. Ta nasza – z czarną etykietką – to super hot. Nie pocimy się z strachu, bo rozstrzał 'ognistości' między nimi jest tak naprawdę znikomy. 
To nie jest naprawdę ostry sos. To coś, co ma smakować. 
Czy spełnia swoje obietnice? Zaraz do tego dojdziemy.

W RĘCE

Sos Valentina Super Hot. Zdjęcie z Internetów,
gdyż naszemu.... nie zdążyliśmy zrobić fotki.
Za szybko go pochłonęliśmy!

Sos Valentina
z pewnością....odstrasza wyglądem. Wielka (370ml), prosta butla (jest dozownik!) z dość toporną i skrajnie nieciekawą etykietą na pierwszy rzut oka plasowałaby go wśród mało zachęcających dodatków keczupopodobnych. Wierzymy jednak, że w ostrym sosie najważniejsze jest wnętrze (choć nie powiemy, wygląd też potrafi zachęcić – tak jak np. w przypadku sławetnego sosu Ass Reaper). Gdyby jednak nie wcześniejsza degustacja tego sosu w knajpie meksykańskiej - przyznajemy – długo byśmy go nie kupili. Przejdźmy zatem do składu, który sos Valentina ma prosty i jasny: woda, suszone chili arbol, kwas octowy, sól jodowana, przyprawy, substancja konserwująca E211 (pod tą magiczną liczbą kryje się benzoesan sodu). Szkoda, że nie wiadomo jak procentowo stoimy z papryką, ale drugie miejsce w kolejności każe sądzić, że jest jej całkiem sporo.
Receptura podobno niezmienna od tegoż właśnie 1954, kiedy to Valentina pierwszy raz szeroko wypłynęła na wody rynku ostrych sosów. Zostaliśmy zachęceni, zwłaszcza że meksykańska kuchnia jest bliska naszym sercom (i żołądkom!). Do roboty!

W GĘBIE


Najpierw zapach. Niby na początku troszkę octowo i kwaśno, ale za chwilkę jednak najbardziej paprykowo-przyprawowo. Tak czy siak - niezwykle aromatycznie! Już czujemy, jak od samego zapachu rosną nam czarne, meksykańskie wąsy. Jest dozownik, w sumie słusznie – sos jest dość rzadki, jednolity (jedyne co w nim pływa, to przyprawy) i ma bardzo ładną, ciemnopomarańczową barwę (Matka Natura's finest! :)). Bierzmy się za jedzenie. Kwaśno, kwaśno, słono i mocno przyprawowo. Wyraziście czujemy paprykę, ale podkręconą...czymś. Jakąś przyprawą. Bardzo charakterystyczny smak, od razu kojarzy nam się z kuchnią meksykańską, być może to skojarzenia po Choluli (która jest jednak mniej słona, ale też ma w sobie 'to coś'). Dopiero po tej całej feerii doznań smakowych czujemy, że to jednak nie jest keczup. To sos z gatunku stołowych, więc pieczenie jest, jak dla nas – bardzo niewielkie. Coś około 500-1000 SHU, ale na bank nie dobija do poziomu Tabasco (aczkolwiek kubki smakowe Ostrożerców są nieco....ekhm, wypalone). Można śmiało lać Valentinę na jedzenie w ilościach może nie keczupowych, ale hojnie. Już teraz rozumiemy dlaczego ta butla jest taka wielka. Kwestia ekonomii.

W GŁOWIE



Sos Valentina to bardzo ciekawy sos dla fanów Meksyku i okolic. Ma bardzo charakterystyczny, przyjemny smak i sensowną pojemność. Nikogo nie wykręci, ani nie zabije – można go śmiało postawić na stole podczas rodzinnego obiadu. Dobry dla początkujących Ostrożerców, ale koneserzy też docenią jego walory – ma dużo więcej smaku niż ostrości i można nie ograniczać jego ilości na kanapkach, w salsach czy burrito - bez szkody dla żołądka i nieszczęsnych jelit. Szczerze mówiąc, to Valentina nie tylko nada się do potraw kuchni Tex-mex (aczkolwiek ten sos jest do tego świetny!). U Nas cała butla jakoś się rozeszła... (za szybko!)... na w większości zupełnie niezwiązane z Meksykiem tematy. Jedno z Nas nałogowo polewa tymże sosem parówki i kategorycznie odmawia ograniczania się w tej materii ;) A na zdrowie!

Ocena ogólna:


Smak:

Ostrość:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz